Leonard Cohen

        Słynny niebieski prochowiec              

        Ptak na drucie

        Historia Izaaka

        Maleńka nie wolno się żegnać w ten sposób

          Zuzanna

        Jeśli wola Twa

 

Słynny niebieski prochowiec

 

Jest czwarta nad ranem, już kończy się grudzień. List piszę do

Ciebie, czy dobrze się czujesz? W New Yorku jest zimno, poza

tym w porządku. Muzyka na Clinton Street gra na okrągło.

Podobno budujesz swój własny dom w głębi pustyni. Od życia

nie chcesz już nic, lecz musiałeś zachować wspomnienia. A Jane

do dziś kosmyk włosów ma Twych. Wiem, że gdy dawałeś go jej, myślałeś

już o tym by zwiać. Lecz niełatwo jest zwiać.

 

Gdy tu byłeś ostatnio, wyglądałeś jak starzec. Podniszczyłeś swój

słynny niebieski prochowiec. Do każdego pociągu wychodziłeś

na dworzec, bez swej Lili Marlene powracałeś do domu. Dałeś

mej kobiecie swego życia zaledwie strzęp. Nie jest już moją żoną

i Twoją też nie. Ciągle widzę Cię z różą w zębach, choć wiem, że to

tani był greps, lecz spodobał się Jane. Jane pozdrawia Cię też.

Cóż mam Ci powiedzieć, mój bracie, mój kacie? Sam nie wiem,

czy pisać, czy nie... Brakuje mi Ciebie. Przebaczam od siebie. To

dobrze, żeś w drogę mi wszedł. A może byś tak kiedyś wpadł

do mnie lub do Jane. Twój wróg sypia nadal twardo, a jego żona

nudzi się. Dziękuję Ci, że zabrałeś z jej oczu ten żal. Ja myślałem, że

musi być tak, nie starałem się więc.

 

A Jane do dziś kosmyk włosów ma Twych. Wiem, że gdy dawałeś go jej,

myślałeś już o tym, by zwiać.

                                                                                     Z poważaniem

                                                                             L. Cohen

 

Ptak na drucie           

 

Jak ptak na drucie

Jak pijak w nocnym chórze

Próbowałem na swój sposób być wolny

Jak robak na wędce

Jak rycerz w jakiejś starej księdze

Zachowałem dla ciebie moje wstążki

                        Jeżeli bywałem niemiły

                        Mam nadzieję że już wybaczyłaś

                        Jeżeli nawet kłamałem

                        Wiesz że ciebie oszukać nie chciałem

 

Jak martwy noworodek

Jak bestia swoim rogiem

Rozdzierałem każdego kto się zbliżał

Lecz przysięgam na tę pieśń

I na wszystko co czyniłem źle

Że dla ciebie te grzechy naprawię

                        Zobaczyłem żebraka wspartego na drewnianej kuli

                        Rzekł do mnie „Nigdy nie żądaj za wiele!”

                        A piękna dziewczyna w drzwiach ciemnych stojąca

                        Zawołała „Hej dlaczego nie prosisz o więcej?”

 

jak ptak na drucie

Jak pijak w nocnym chórze

Próbowałem na swój sposób być wolny

                                           

 

Historia Izaaka

 

Drzwi się otwarły z wolna,

            mój ojciec stanął w drzwiach;

            miałem wtedy dziewięć lat.

Stał nade mną, był wysoki

            lśniły niebieskie oczy;

            zimno zabrzmiał jego głos.

Gdy powiedział – „Miałem wizję,

            Jestem silny, jestem święty,

            muszę spełnić co rzekł Pan”.

Wyruszyliśmy więc w góry;

            ojciec kroczył a ja biegłem;

            Złoty topór ojciec niósł.

 

Drzewa zmalały w oczach,

            staw zmienił się w zwierciadło;

            ojciec wypił wina łyk

I odrzucił pustą butlę.

            Gdy rozpadła się w kawałki,

            mocno ujął moją dłoń.

Zobaczyłem orła,

            a może to sęp kołował;

            Nie wiem tego po dziś dzień

Ojciec zaczął wznosić ołtarz,

            raz obejrzał się przez ramię,

            nie pilnował wcale mnie.

 

Wy, co wznosicie ołtarze dziś,

            żeby poświęcić dzieci swe,

            nie czyńcie więcej tak!

Bo schemat nie jest wizją

            i nikogo z was nie kusił

żaden szatan żaden Bóg.

Wy co stoicie nad nimi dziś

            i wznosicie tępe ostrza,

            was nie było wtedy tam,

gdy leżałem sam na górze

            i zadrżała ręka ojca

            porażona piętnem Słów


Więc gdy mnie zowiesz bratem swym,

            wybacz, jeśli zapytam cię,

            jaki masz braterstwa wzór?

Gdy wszystko się rozpada w pył,

            pod przymusem zabiję cię,

            lecz pomogę gdy będę mógł.

Gdy wszystko się rozpada w pył,

            pod przymusem pomogę ci,

            lecz zabiję gdy będę mógł.

Żałując naszych uniformów,

            ludzi pokoju, ludzi wojny –

            paw rozpostarł ogon swój!

                                    

 

Maleńka nie wolno się żegnać w ten sposób

 

Kochałem cię dziś rano

Ust naszych ciepła słodycz

Jak senna złota burza

Nade mną twoje włosy

Przed nami na tym świecie

Już inni się kochali

I w mieście albo w lesie

Też tak się uśmiechali

A teraz trzeba zacząć

Rozłączać się po trochu

Twe oczy posmutniały

Maleńka, nie wolno się żegnać

W ten sposób

 

Na pewno cię nie zdradzę

Odprowadź mnie do rogu

Ty wiesz że nasze kroki

Zrymują się ze sobą

Twa miłość pójdzie ze mną

A moja tu zostanie

I tak się będą zmieniać

Jak brzeg i morskie fale

Czy miłość to kajdany?

Nie mówmy lepiej o tym

Twe oczy posmutniały

Maleńka, nie wolno się żegnać

W ten sposób

 

Kochałem cię dziś rano

Ust naszych ciepła słodycz

Jak senna złota burza

Nade mną twoje włosy

Przed nami na tym świecie

Już inni się kochali

I w mieście albo w lesie

Też tak się uśmiechali

A teraz trzeba zacząć

Rozłączać się po trochu

Twe oczy posmutniały

Maleńka, nie wolno się żegnać

W ten sposób

                                 

Zuzanna

 

 W swe miejsce nad rzeką

zabiera cię Zuzanna

możesz słuchać plusku fali

możesz zostać z nią do rana

wiesz że trochę źle ma w głowie

lecz dlatego chcesz być tutaj

proponuje ci herbatę

oraz chińskie pomarańcze

I gdy właśnie chcesz powiedzieć

że nie możesz jej pokochać

zmienia twoją długość fali

I pozwala mówić rzece

że się zawsze w niej kochałeś

            I już chcesz z nią powędrować

            powędrować chcesz na oślep

            wiesz że ona ci zaufa

            bowiem ciała jej dotknąłeś

            myślą swą

Pan Jezus był żeglarzem

gdy przechadzał się po wodzie

spędził lata na czuwaniu

w swej samotnej wieży z drewna

gdy upewnił się że tylko

mogą widzieć go tonący

rzekł: żeglować będą ludzie

aż ich może wyswobodzi

lecz zwątpił zanim jeszcze

otworzyły się niebiosa

zdradzony niemal ludzki

jak kamień zapadł wtedy w mądrość twą

            I już chcesz z nim powędrować

            powędrować chcesz na oślep

            myślisz – chyba mu zaufam

            bowiem dotknął twego ciała

            myślą swą

 

Dziś Zuzanna za rękę

prowadzi cię nad rzekę

cała w piórach i łachmanach

z jakiejś Akcji Dobroczynnej

Słońce kapie złotym miodem

na Madonnę tej Przystani

Pokazuje ci gdzie trzeba

Szukać w śmieciach

szukać w kwiatach

Są tu dzieci o poranku

bohaterzy w wodorostach

wszyscy dążą do miłości

i podążać będą zawsze

gdy Zuzanna trzyma lustro

            I już chcesz z nią powędrować

            powędrować chcesz na oślep

            wiesz że można jej zaufać

            bo dotknęła twego ciała

            myślą swą

                               

Jeśli wola Twa

 

Jeśli wola Twa

to umilknę znów

i uciszę głos

tak jak kiedyś już;

i w milczeniu tym

będę czekał, aż

znowu wezwiesz mnie,

jeśli wola Twa.

 

Jeśli wola Twa

prawdą zabrzmi głos

i z Kalwarii tej

pieśń zaśpiewam swą.

I z Kalwarii tej

modły w górę wzniosą się.

Jeśli wola Twa

zaśpiewam pieśń.

 

Jeśli wola Twa

jeśli wybór masz,

rzekom wodę daj,

wzgórzom radość daj.

Litościwy bądź

dla płonących w piekle serc.

Jeśli wola Twa,

to ulecz je.

 

I mocniej nas zwiąż

i bliżej weź,

w zabójczych ubraniach

wszystkie dzieci twe;

w świetlistych łachmanach,

gotowe na kaźń;

i zakończ tę noc,

jeśli wola Twa.